poniedziałek, 8 września 2014

Demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego - PETYCJA

Nasz drogi pisarz Aleksander Janowski przesłał nam kolejne opowiadanie:)


- Tak dalej być nie może, panie redaktor. Trzeba z tym bezwarunkowo skończyć. Gieniuchna mi już drugi dzień na głowę wchodzi.
- O czym to pan, Drogi panie Janie?
- Pan nie udaje niewiniątka, panie redaktor. Wszystkie chłopy z kamienicy przez pana cierpią.
- Ależ naprawdę nie rozumiem.
- Zaraz pan zrozumiesz. Ja tu przychodzę do pana z petycją, panie redaktorze, od całego męskiego kontyngentu naszej kamienicy…. Nawet ten bezpłciowiec się zgodził z drugiego piętra, co to tego…kumasz pan?
- Nie, nie kumam, drogi panie Janie.
- Przecież panu tłumaczę jak komu nieuczonemu, nie owijając w …
- Bawełnę.
-Jaką bawełnę? Co pan …tekstylny jakiś. Przychodzę jako upoważniony przez naszą dzielną kamieniczną załogę, by wyrazić zdecydowany protest…
- Mówił pan o petycji.
- Tak, to Ziutek z drugiej klatki podpowiedział, bo inaczej pan redaktor nie załapie, jak mu po ludzku mówić…
- I gdzie jest ta petycja?
- Tu, w głowie…i zaraz ją panu opowiem. Nie owijając w powijaki.
- Myślałem, że na piśmie…skoro petycja.
- Ziutek mnie już uprzedził, że przeuczone ludzie, jak pan redaktor, to inaczej pojmują i wszystko nazywają nie po normalnemu i by z redaktorem nie dać się zbić z tropu…
- No dobrze, dobrze. Słucham.
- Poczekaj pan. Ja muszę od początku. Jak to było?
- Czekam.
- Już mam - „Nasz zdrowy, męski kolektyw tu z tego miejsca chciałby solidarnie przekazać panu redaktoremu…
…”rowi” chyba…
- Cicho! Ja lepiej wiem, co mam mówić…. Zapomniałem…muszę od początku…
-Trudno, dawaj pan.
- I tego…”zdrowy kolektyw….jak było dalej?
-…z tego miejsca chciałby solidarnie przekazać…
- Panu redaktoremu nasz zdecydowany protest przeciwko traktowaniu przez niego swojej przedstawicielki żeńskiej populacji zamieszkałej pod adresem ulica Ciemna 34 A, mieszkania 10C.” Ot co. I masz pan zaprzestać.
- Ale, ale? Co zaprzestać?
- No właśnie, Uprzedzał mnie Ziutek, że pan redaktor nijak nie ryje. Mam jeszcze raz od początku?
- Nie, nie, nie. Nie ma potrzeby. Co panowie mają na myśli z tym „traktowaniem swojej przedstawicielki żeńskiej populacji”? Bełkot jakiś. Czego niby mam zaprzestać?
- Pan obrażasz, panie redaktor, Miśka spod budki z piwem. Charakterny jest i wybuchowy. Jak się dowie, że pan go krytykujesz, to…
- Aleś z całym szacunkiem, panie Janie, tylko naprawdę nie rozumiem…
- Czego tu jest nie rozumieć? Wyraźnie przecież po polskiemu mówię…
- O kim?
- O pani redaktorowej przecież.
- O niej?
- A jakże…”swojej przedstawicielki” powiedziałem. Z kim pan redaktor zamieszkiwujesz? No?
- Aaaaaaaaaaaaaa… To mówże pan tak.
- No, dotarło nareszcie.
- Dotarło… przyznaję. Ale o jakim traktowaniu pan mówi? Niby źle traktuję swoją małżonkę?
- Tego nie powiedziałem, panie redaktor. Skądże.
- Mówicie panowie o niewłaściwym traktowaniu.
- O, i w tym tkwi to sedno , które tak panu redaktoremu umyka.
- Dalej nie rozumiem.
- Dobrze…zacznę z daleka. Wy, uczone, naprawdę nie rozumiecie ludzkiej mowy.
- Zacznij że pan wreszcie…konkretnie.
- Otóż jak moja zaszła wczoraj do sklepu osiedlowego, by kupić nabiału, pieczywa, wędlinki i piwko dla mnie…
- I co?
- Zaczęło kropić… leciutko tak, a potem lunęło…
- I co?
- A to że żeńska populacja osiedlowa zgromadziła się poza kasami przy wyjściu i czekała, aż przestanie padać, by sobie fryzur za kilkadziesiąt złotych nie popsuć…Sobota przecież była i paniusie odstawiły się przedwieczorowo…
- I co?
- A co one robią jak nie mają co robić?
- Robią na drutach?
- Gdzie? W sklepie?
- To co robią?
- Gadają, panie redaktor…Gadają. Wszystkie…jedna przez drugą…Naraz. I się tym nie męczą.
- Ha…ha…ha…A niech sobie pogadają. Mamy wolność słowa. Konstytucyjnie zagwarantowaną.
- Owszem, mamy. Tylko zależy jakiego słowa. Pani redaktorowej, na przykład.
- A co ona takiego mogła powiedzieć.
- Moja słyszała własnousznie, że tak powiem… I sąsiadka od stolarza, co mieszka na ukos w korytarzu. Stolarzowa natychmiast przekazała hydraulikowej, a tamta uczycielce od podstawówki, tej z nogami do pachy, a tamta szybciutko…
- No dobra! Ale co?
- Właśnie. „ Taki dobry jest mój mąż…nachwalić się nie mogę „ – tak powiadała pani redaktorowa.
- Naprawdę? Miło mi.
- Ale nam, nam, panie redaktor, wcale nie jest?
- Komu nam? I dlaczego?
- Nam, reszcie chłopów z całego bloku. Bo pańska szanowna połowica, zamiast słuchać, co moja Gienia jako kobieta z dwudziestoletnim stażem doradzi, to nadal szczebiotała jak ta…nakręcona.
- Ależ nie widzę powodu do niepokoju, panie Janie. Małżonka moja po prostu na swój sposób wyraziła uznanie dla…
- Tak? Nie widzi pan? No to więcej powiem…Zacytuję, że tak powiem. „ …taki kochany... taki kochany – powiada o panu redaktorze - wybiegłam tylko do fryzjera, wracam po trzech godzinach…”
- Istotnie, to jej zabrało trochę czasu…manikiur, pedikiur, maseczki, masaż…
- …a w domu ładnie uprzątnięte, firanki uprane, podłogi wyfroterowane…- powiada cała rozanielona
- …bo mi się nudziło trochę, a w telewizji znów premier przemawiał.
- Poczeka pan -” Obiad ugotowany - nadaje - pranie zrobione, obrusy wykrochmalone, haleczki i majteczki wyprasowane…”
- Zdążyłem w trzy godziny!
- Otóż to! Mamy tego po czubki uszów dość.
- To co ja mam z tym wspólnego?
- Pan to spowodowałeś!!!
- Ależ to są nasze całkiem prywatne sprawy, panie Janie!
- Jakie prywatne, skoro nasze kobity nam na głowę wchodzą, byśmy brali przykład z pana redaktora!
- Ze mnie?
- Pan nie udaje niewiniątka! Pan nakaże swojej piękności, panie redaktor, by przestała ….jak to Ziutek mówił?…Mam tu gdzieś zapisane…O, jest „ by przestała deprawować nasze kobiety…ze skutkiem natychmiastowym i zakłócać spokój społeczny na zajmowanym odcinku społecznego zamieszkania”. Rozumie pan? Może pan te żonine biustonosze prasować, jeżeli już pana naprawdę zmusza, ale niechże to będzie wasza tajemnica małżeńska. Inaczej nasze kobity nam żyć nie dadzą i się pobuntują. Mam dalej na wycieraczce spać? Tego pan chcesz?
- Hm… No nie, skądże. A może na piwko, panie Janie? Pogadamy sobie przyjemnie i szczerze jak prawdziwi mężczyźni.
- Wreszcie pan mówisz jak człowiek. Dobry z pana kompan, mimo że redaktor.
- A co to pan dźwigasz w tej torbie, panie Janie?
- Eee… drobiazg. Włoszczyzny trochę na zupę. Ugotuję zanim Gieniuchna z pracy wróci. Posprzątać też zdążę. Obiecałem.


Aleksander Janowski...twórca najnowszej powieści " Sandy"

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...