poniedziałek, 29 września 2014

Demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego - "Sztuka"

Z radością informuję, że nasz Jan i szanowny pan redaktor przeprowadzili kolejną pogawędkę :)))


- Nic panu redaktorowi nie dolega?
- Nie, a bo co?
- No bo redaktor ostatnio chodzi jakoś inaczej…brzuch do przodu … i wygląda jakby wszystkie rozumy pozjadał…jak jaki minister albo i wyżej…
- Ha…ha… Ciekawie pan to ujął, drogi Panie Janie…ciekawie. Przyznam, że od kiedy małżonka wyjechała na wczasy, stołuję się w bufecie u artystów, a tam porcje serwują takie bardziej wymiarowe, powiedziałbym….może stąd te moje zmienione kształty
- I nie starcza redaktorowi siły woli, by pozostawić połowę porcji na talerzu?
- No jakże można! Zapłacone przecież. A poza tym, właściwie starcza…bo deseru zdecydowanie odmawiam…drugiego.
- Ha…ha…dobre. Na szczęście pani redaktorowa niedługo wraca, to się panu skończy to żerowanie. Znów przejdzie pan na paszę łąkową.
- Na co?
- Marchewkę i sałatę. Wiem, bo w pralni pani redaktorowa się chwaliła, jakie ekologiczne gospodarstwo domowe prowadzi i jak odchudziła pana i jak pan redaktor pasjami - powtarzam za nią – zieleninę uwielbia pasjami.
- Hm… właśnie kupujemy nową pralkę, by małżonka nie musiała taszczyć te stosy bielizny do pralni osiedlowej. A sałata i te…selery mają znaczne wartości odżywcze.
-Dlatego pan redaktor jak chuchro wyglądał i pod wiatr nie mógł ustać?
- Hm… tego…to nie poryw wichury mnie wtedy przewrócił – chociaż była niezwykle silna tego poranka - tylko sąsiedzkie dziecko w pogoni za piłką wpadło mi pod nogi i… upadłem.
- No niech panu będzie. W każdym razie chcę, by pan wiedział, że dopiero teraz jak człowiek wygląda, a nie jak ten…redaktor gazetowy.
- Zmieńmy temat, drogi Panie Janie, bo konsensusu w tej materii nie osiągniemy, jak widzę. Jak pan wie, kultura dyskusji polega na tym, by zachować szacunek do podglądów interlokutora.
- To pan redaktor już się dowiedział o tym lokatorze?
-Jakim lokatorze?
- No tym od Maciejaków, co wyjechał autem z panią…ojej…co ja plotę? Nic nie wiem o żadnym lokatorze i żadnej plotce, co moja Gieniuchna z pralni przyniosła…
- Nie licuje panu, panie Janie, jako mężczyźnie, maglowe jakież plotki roznosić.
- Racja, racja, panie redaktorze drogi….nie tego…licuje. Co to ja chciałem powiedzieć? Już wiem! Dlaczego pan redaktor teraz chodzi jakby wszystkie rozumy pozjadał? Jak jaki ważniak. O to miałem spytać.
- Ha…ha…Sądzę, że wiem, co pan mam na myśli…Ha…ha… Otóż, postanowiłem zostać sztuk mistrzem, drogi panie Janie?
- Sztukmiszczem? Króliki będzie pan w cyrku z kapelusza wyciągał? Piłkami żonglował? Nie przystoi panu redaktorowi…jak chłystkowi jakiemu. Nie uchodzi. Tego…nie licuje nawet, że tak powiem.
- Ależ, drogi Panie Janie! Nic podobnego! Sztukę sceniczną napisać zamierzam o życiu naszego osiedla.
- Naszego osiedla? To o czym?
- O naszych codziennych sprawach zwykłych ludzi, o ich problemach, wydarzeniach rodzinnych.
- Ale mnie pan redaktor w tej sztuce nie obsmarujesz?
- Ależ skąd, panie Janie, to będzie fikcja literacka, tak zwana licentia poetica.
- I tego się boję. Gieniuchny mojej też nie?
- Daję słowo.
- No to pisz pan. I możesz pan osiedlową historię miłostkowom wstawić, by było śmieszniej. Kiedyś w telewizornii pokazywali, jak taki jeden czarny udusił z zazdrości swoją kochanicę, bo inny frajer jej chusteczkę zakosił…
- Otello. Otello, panie Janie.
- O właśnie! Jakoś tak…nie po naszemu się wabił. A czy mogę spytać, czy pani redaktorowa przypadkiem chusteczki wyszywane ze swoim imieniem posiada?
- Skądże. Nie używa. Korzysta tylko z jednorazowych chusteczek higienicznych produkcji dawnych Zakładów Mechanicznych imienia Rewolucji, obecnie Sami Swoi.
- Mądra kobieta.
- Dziękuję. Powtórzę małżonce pana wyrazy uznania.
- Powtórzy pan redaktor, powtórzy. I Gieniuchna też ją …tego…podziwia. Taka sprytna.

Autor Aleksander Janowski

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...