czwartek, 13 listopada 2014

Uczciwość - demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego


- No i sam pan zobacz, drogi panie Janie!. Na każdej stronie gazety – korupcja, kumoterstwo, łapownictwo…
- Robi się pan redaktor niemożliwie nerwowy. Niedługo ręce mu się zaczną trząść jak staremu Kubiakowi. Musi z rana kielonek na czczo obalić, by tą trzęsawkę uspokoić. Co w tym wszystkim złego, że ktoś jest zaradny?
- Ależ panie Janie! Jak pan może podważać…
- Niczego nie podważam. Widzisz pan tamtego gościa?
- Który to?
- Pod oknem, co sałatę z marchewką wcina. Łysawy na ciemieniu.
- I co?
- A to, że jest księgowy. Uczciwy do obrzydliwości. Jak mu chłopaki ze sprywatyzowanej fabryki proponowali sto tysięcy za tak zwaną - jak pan redaktor mówili w radiu - kreatywną księgowość
to się na nich, panie redaktor, przepraszam pana delikatne uszy, wypiął…że tak powiem.
- I słusznie postąpił, moim zdaniem. Na jego miejscu też bym tak…
- Nie wątpię, że pan redaktor też by tak. Dlatego we wstępnym głosowaniu samorządowym zajął przedostatnie miejsce, tuż za byłym komuchem
- Bo moja platforma wyborcza, panie Janie, zakłada, że…
- Cicho! Widzi pan, że rachmistrz płaci?
- No bo zjadł i wypił. Musi.
- Widzisz pan, ile napiwku kładzie kelnerce?
- Stąd nie zobaczę.
- To powiem panu, bo mi się Helcia kiedyś poskarżyła…Pół złotego, panie redaktor. Żebrakowi większą jałmużnę się daje.
- Hm… Istotnie. Za szczodry nie jest.
- A w kościele na tacę ile kładzie? Jak pan sądzisz?
- Bo ja wiem? Piątaka?
- Ha…ha…ha… Złotówkę! I to z czterech stron ją ogląda, zanim rzuci.
- Nie dziwię się, skoro z golutkiej pensyjki żyje.
- Otóż to! I tu pan redaktor trafił w cela. A teraz wykręć pan szyję i spójrz na prawo.
- Panienka nie w moim guście. Chudawa jakaś.
- Na gościa w garniturze pan zerknij. Żółty krawat. Malinowe buty.
- Co mu się trzeci podbródek zza kołnierza wylewa?
- On. Kazek- Oliwa.
- Aż tak wlewa za kołnierz?
- Coś pan! Zostawia to frajerom. Oliwa, bo umie posmarować.
- Aaaa… rozumiem.
- I jak księgowy odmówił, to chłopaki do Kazka jak w dym.
-Załatwił?
- Jeszcze jak. Chłopaki takie wyniki na papierze mieli, że Ciocia Unia sypnęła kredytami…jak ta lala …
- Ale kiedyś przecież …
- I teraz pan popatrz….kładzie banknot na stoliku. Widzisz pan stąd?
- Nie dojrzę.
- To ja panu powiem. Pięćdziesiąt złociszy, panie redaktor. Samego napiwku. Dzień w dzień.
- Co pan!
- A jak. I teraz sam pan powiedz, ilu ludzi przy takim Kazku się wyżywi?
- Bo ja wiem. Kelnerka na pewno.
- Idź pan dalej. Redaktor już chyba z piętnaście roków w bloku mieszkasz?
- Dwanaście będzie na wiosnę.
- A Kazek sobie pałacyk pod lasem postawił, co oznacza, że budowlańcom dobrze dał zarobić, ogrodnikom trzem robotę zapewnił do emerytury, chrześniaka mojego za osobistego szofera najął, Ziutkę od leśniczego za guwernantkę francuską zatrudnił, dwóch kucharzy ze stołecznej włoskiej restauracji zwabił, Mańkę do dwójki dzieci osobno …
- Dobroczyńcę ludzkości pan z niego robisz, panie Janie!
- A jak panią redaktorową z roboty w tej redakcyjce szurnęli, to kto jej posadę nauczycielską załatwił po znajomości, jak pan sądzi?
- Ależ ja go nie znam.
- Ale ja znam.
- Mój ty Boże! Dziękuję bardzo, drogi panie Janie! Jestem panu bardzo, ale to bardzo wdzięczny. Jak ja się panu odwdzięczę?
- Mnie redaktor nie musi. Kumple przecie jesteśmy. Kazkowi – tak.
- Ale w jaki sposób?
- Głosujesz pan w tych wyborach?

- A jakże! To nasz patriotyczny, obywatelski obowiązek.
-No to wiesz pan, na kogo należy zagłosować?
- Wiem. Kraj nasz potrzebuje rządów prawa i sprawiedliwości na każdym szczeblu życia społecznego…
- Mówisz pan? To panu w zaufaniu powiem, że właśnie nowy rok szkolny się zbliża i podobno za dużo mamy nauczycieli…
- Eeee… Tak? I będą zwolnienia?
- Musowo. Budżet gminny nie wydoła.
- Tego…Tak, oczywiście...wiem, drogi panie Janie… Pewnie, że wiem, może pan być spokojny. Zagłosuję właściwie.
- To dobrze. Zawsze miałem redaktora za inteligentnego, mimo że redaktor.

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...