środa, 5 listopada 2014

Granica - demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego



- Nie wiem, czy istnieje granica ludzkiej naiwności, panie Janie.
- Znów jakiś minister?
- Ależ ja nie o nich. O tych bezczelnych oszustach.
- W takim razie o kim?
- Zadzwonił wczoraj jakiś młodziak do mojej matki – staruszki, że jej wnuk rozbił swojego volkswagena…
- Boże! Nic mu się nie stało?
- Nie, posłuchaj pan dalej.
- Całe szczęście.
- Właśnie. Słuchaj pan.
- Słucham.
- Rozbił samochód. Z jego winy…Potrzebuje natychmiast pięć tysięcy złotych, by wypłacić poszkodowanemu…
- Po co?
- By tamten nie ścigał go za szkody materialne i moralne, bo Andrzej, czyli wnuk, nie posiada ubezpieczenia… Babcia ma wręczyć gotówkę koledze, który za moment zadzwoni do drzwi.
- Ha…ha…ha…Toż to słynna metoda „na wnuczka”.
- Co? Zna ją pan? I mnie nie uprzedził?
- Skąd miałem wiedzieć, że redaktora rodzinie się przytrafi? I co dalej?
- I starowinka, cała roztrzęsiona, już otwierała szafkę z bielizną, gdzie trzyma swoje biedne oszczędności…
- Bidulka łatwowierna.
- Kiedy na szczęście wszedłem do jej mieszkania, by spytać, czy nie potrzebuje czegoś ze sklepu spożywczego…
- Ale traf.
- I babcia przekazała mi słuchawkę.
- Ale cyrk.
- Dobrze panu tak mówić. Od razu wyczułem, że to jakiś fałsz. I mówię natrętowi:” To powiedz, jak Andrzejek ma na drugie imię”. A ma Bonawentura, po dziadku.
- Cwany pan jak na redaktora.
- I tamten się od razu wyłączył. Jaka bezczelność. Wyobraża pan sobie. Na staruszkach naiwnych żerują. Sępy.
- Dobre. To ja panu opowiem lepszą historię. Matczyny kuzyn z Nowego Jorku przywiózł. Z polskiej dzielnicy. Wczoraj.
- Byłem tam. Pełno polskich sklepów, msze po naszemu odprawiają w kościele, w pobliżu otworzyli piękną Unię Kredytowo-Pożyczkową.
- Właśnie. I do takiej jednej ciężko harującej Polonuski, co z tego banku wyszła, podchodzi dwóch elegancko ubranych Latynosów i łamaną angielszczyzną pytają, czy jako Polka nie mogłaby przyjąć od nich darowizny, przeznaczonej dla miejscowej polskiej parafii katolickiej. Im samym nie wypada, bo Polakami przecież nie są. Pokazali jej ściągnięte gumką ”cegiełki” dolarów w plastikowej siatce na zakupy.
- Sześćdziesiąt tysięcy – i pokazali sześć palców dla pewności. Kobieta, wzruszona ich szlachetnością, zgodziła się wyświadczyć tę drobną przysługę. Parafia jest biedna, wiernych ubywa, a i rodaków z Kraju przyjeżdża coraz mniej, bo ci Amerykanie ciągle żądają wiz, za które trzeba płacić.
- Dobrze – zgodzili się mili nieznajomi – ale przecież nie mogą ot tak sobie przekazać całkowicie obcej osobie tak pokaźną sumę. Potrzebują zastawu w wysokości 5 tysięcy dolarów. Do zwrotu, oczywiście.
Rodaczka nasza nie miała przy sobie aż tyle gotówki. Właśnie podjęła z kasy półtora tysiąca zaledwie i tyle może im wręczyć. Panowie naradzali się przez chwilę, po czym zgodzili się. Tacy sympatyczni i uczynni.
- Rozumiem, że jak otworzyła torbę po ich odejściu…
- Zobaczyła sześć „cegiełek”… wycinków gazetowych, z jedną prawdziwą dolarówką na wierzchu każdej, panie redaktor.
- Boże! Gdzie jest granica ludzkiej naiwności, panie Janie?
- Nie ma, panie redaktor. Chcesz pan zarobić trochę grosza bez wysiłku?
- Z panem zawsze, panie Janie.
- No to wyślij pan do pięciu osób po sto złotych. Każda z nich wyśle tyle samo do kolejnych pięciu. I tak dalej…i tak dalej. Po roku każdy uczestnik otrzyma po dziesięć tysięcy złoty. Gwarantowane. Pisze się pan?
- Trzymaj pan setkę.
- Sam pan widzi, panie redaktor - nie ma granic ludzkiej naiwności.

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...