czwartek, 23 października 2014

Stylista - demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego !

UWIELBIAM :)) Zapraszam do lektury, poprawienie humoru gwarantowane:)

- Ja, panie redaktor, nie znam się na tych waszych sztuczkach poetyckich, ale jesteś pan poniekąd moim kolegą i nie pozwolę, by pana przezwisko szargano nadaremnie, nawet w damskiej fryzjerni.
- A o czym to pan, drogi panie Janie?
- A jakże o czym? Ta ruda, wydrowata z kwiaciarni…ta co z Wackiem-kierowcą kręci… zna pan?
- Skądże znowu.
- Odrywa się pan redaktor od zdrowego kolektywa.
- Nic się nie odrywam, tylko naprawdę tej pani nie znam.
- Tu akurat redaktor ma dobry gust…ale zgrabna to ona jest. I tu i tam…
- Pani Janie! Zaczął pan od damskiego fryzjera.
- Fryzjerki, bo to Mańka Mniejsza ten zakład prowadzi, a Większa robi w spożywczym za ekspedientkę.
- No dobrze. I co?
- Ano że ryża farbowana ma do Wacka pretensje, że nie ma tak poetyckiej duszy, jak pan redaktor…Ha…ha…ha.
- Hm… Miło mi. Ale skąd wynikła ta dyskusja?
- Ryża przedwczoraj pobiegła do salonu do malowania pazurków, a ten jest pod jednym dachem z klubem osiedlowym…Klub ma trudności z czynszem, to odnajmuje pomieszczenia na usługi. Jak by pan redaktor chciał, na przykład, salonik masażu otworzyć, to szwagier pomoże…tanio.
- Dziękuję, panie Janie. Nie zamierzam na razie. I co, w końcu, z tą pana rudą?
- Ze co? Aaa… I akurat w świetlicy pan redaktor swoją pogadankę prowadził.
-I co?
-To ona spojrzała przez dużą szybę…
- I co, na litość boską!
- I wtedy pan redaktor podobno postawił oczy w słup i tak mówił tak… jak lunatyk jaki.
-Ale co niby mówiłem?
-„Ach, podnóżkiem najniższym pod twą boską stopą być”. Ryża Kachna nie ma specjalnie głowy do wierszy, ona we wciskaniu klientom zwiędłych kwiatów jest najlepsza, ale tyle zapamiętała.
- No tak, prowadziłem wtedy kółko poetyckie i czytałem swój własny wiersz. ”Do Elizy” go nazwałem.
- Właśnie. I ta ryża rozpowiadała, siedząc wczoraj pod suszarką, że przecież najnowsza redaktorowa ma na imię Malwina i tym podnóżkiem to pan redaktor chce być u tej pulchnej, co ją z przystanku odbiera za rogiem i do miasta podwozi.
- Ależ to koleżanka z pracy. Wandzia jej jest.
- Ja nie wnikam, panie redaktor. Ale na tych swoich pogadankach musi pan zmienić te nieszczęsne słowa.
- Na jakie niby?
- Takie bardziej życiowe. Na przykład, „ ubłocony bucior na śnieżnym prześcieradle twego serca postawić„. Żeby tak bardziej męsko brzmiało.
- Poeta z pana, drogi panie Janie.
- Ja się nie obraziłem, panie redaktor. Gieniuchna mnie jeszcze gorzej wczoraj wyzwała. Od inteligentów. Bo się niby za bardzo z panem redaktorem zadaję. I niby przesiąkłem…jakimś duchem.
- Ale czy to, co pan proponuje, drogi panie Janie, nie jest zbyt wulgarne? Te ubłocone buciory…na czystym prześcieradle… nieestetyczne takie. Na chama i brutala wyjdę.
-Woli pan ten ”podnóżek”?
- Nno… nie!
- Widzi pan redaktor. Trzeba się poświęcić. Sztuka…ona wymaga ofiar. I musi trafić te masy… między oczy.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Witam!

Ja trochę w innej sprawie niż wpis, dlatego bardzo proszę o usunięcie później mojego komentarza. Proszę o kontakt na JulitaMaj@gmail.com w sprawie wydania wierszy. Więcej szczegółów w mailu. Pozdrawiam,
Patrycja Żurek

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...