niedziela, 26 października 2014

"PRAWDA" .... ech ta męska solidarność :)

Aleksander Janowski, opowiadanie z cyklu "Demokracja do poduszki"



- Przepraszam, że znienacka pana łapię na ulicy. Waruję tu już dłuższą chwilę. Nie wiem, od czego właściwie mam zacząć tę delikatną rozmowę, drogi panie Janie…
- O rany! Panna Wandzia z redaktorem zaciążyła? Redaktorowa się dowiedziała i powstała chryja? Wpadłeś pan, panie redaktor? Od razu uprzedzam, by mnie pan o przyznanie się do ojcostwa nie prosił, bo mi Gieniuchna już nigdy nie wybaczy. Już w tamtym roku mnie podejrzewała o Marysię Sklepową…
- Ależ drogi panie Janie! Nic z tych rzeczy. Jak panu to mogło do głowy przyjść…
- Nic? O, to się cieszę. Równy z pana redaktora chłop, mimo że taki książkowy.

- Dziękuję, dziękuję, ale to nie ułatwia mi zadania.
- Zadania, one, panie redaktor, zawsze są trudne. Słyszałeś pan nowego ministra w telewizorze? O tym mówił cały czas.
- Już go zmienili. Teraz jest ministra.
- To nie premiera? Ona jest nowa.
- Premiera też…ona ma ministrę pod sobą.
- I ta też? Ha! No to faktycznie sytuacja jest delikatna.
- Ależ, panie Janie, mówię o podległości służbowej…urzędnik niższego szczebla, czyli ta właśnie pani ministra podlega urzędnikowi…
- Urzędniczce chyba…
- Racja…urzędniczce wyższego szczebla, czyli premierze.
- Premierce.
- Pani premier, panie Janie…Tak chyba byłoby poprawniej.
- To przedtem, panie redaktor. Teraz przyszło nowe. Dlatego od dziś chcę być nazywany pan kierowiec taksówki osobowej.
- Kierowca.
- Nie, panie redaktor, bo jak się tamte zawody ukobieca, to ja chcę być umężczyźniony…i tyle. Nie może tak być, że babiniec dokoła, gdzie spojrzeć.
-Ależ, panie Janie, nasze miłe panie stanowią piękniejszą część narodu, która nie pokładając pięknych rączek…
- Nie musi pan tak kadzić…Gieniuchna nas nie słyszy.
- Kiedy ja generalnie, panie Janie…
- A, generalnie to może być…
- I właśnie wracając do tej delikatnej rozmowy, panie Janie.
- Wal pan. Po męsku. Jak redaktor do kierowcego. Wprost.
- Kiedy to właśnie szanowna pani Eugenia…
- Z panem redaktorem? Ha…ha….ha…hi…hi…hi…Nie mogę. Ho…ho…ho…
- Rozmawiała ze mną o panu!!! Ot co!!!
- Khe…khe…Co? Gieniuchna gadała z redaktorem o mnie? Kiedy? Gdzie? Dlaczego?
- No właśnie, uprzedzałem, że rozmowa jest delikatna.
- Daj pan złapać oddech. Jak to?
- No bo jak wyszedłem raniutko śmieci wyrzucić, to ujrzałem na podeście szanowną panią Eugenię w szlafroku, papilotach i z wałkiem w ręku…w stanie niejakiego wzburzenia emocjonalnego. Mocnego, bym powiedział.
- Gieniucha tak się nosi …okazyjnie.
- I spytała mnie tak uprzejmie, czy graliśmy z panem do rana w szachy, drogi panie Janie…
- I co pan na to?
- Domyśliłem się, że jest pan w kłopocie i potrzebuje alibi…
- Kogo?
- Usprawiedliwienia, że razem graliśmy przez całą noc.
- I co pan powiedziałeś?
- Ze graliśmy. Do rana. U mnie, bo małżonka moja wyjechała w delegację służbową.
- Dziękuję. Prawdziwy przyjaciel z pana redaktora, mimo że taki książkowy.
- Cieszę się, że panu pomogłem, panie Janie. Dlatego nazwałem tą rozmowę delikatną. Uprzedzam jednak, że szanowna pani Eugenia tam nadal czatuje…z argumentem w ręku. Więc niech pan od razu powie, że wygrał ze mną partię białymi…w obronie sycylijskiej.
- Gieniuchna, niestety, panie redaktor, spytała też Grubego Kazka, Miśka Maliniaka, Franka Kinola i Ziutka spod trzeciej klatki. Nawet nocnego stróża.
- I tylko ja odważyłem się potwierdzić?
- Skądże. Wszyscy.
- Matko moja! I co teraz będzie?
-Dlatego ubrałem grubą czapkę, mimo upału. Redaktorowi też bym radził.
- Ale jak się pan wytłumaczy?
- Prawdę wyznam. Gieniuchna zrozumie.
- Ppp…prawdę?
- Tak! Zastępowałem na nockę chorego kolegę. Starałem się do niej dodzwonić, ale chyba miała telefon wyładowany.
- Ttt…Tak?!
- Tak. Ale co pan redaktor teraz powie? Uprzedzam, że Gieniuchna poczucia humoru nie ma.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Taka moja wizja Panajana...anioł nie człowiek :)

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...