sobota, 4 października 2014

Pierścionek- Demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego

- Coś długo pana nie widziałem drogi Panie Janie! Czy nie chorował pan? I pana przyjaciółka - sąsiadka udawała, że nie wie, o kogo pytam. A szanownej małżonki też nie oglądałem ostatnio…
- Po kolei, panie redaktor, po kolei. Zacznijmy od panny Ziuty.
- Chętnie, bo sympatyczna jest …i takie dołeczki ma, jak się śmieje…
- Jak się śmieje. Ale jak nie, to tygrysica ona potrafi być.
- Aż taki temperament posiada?
- Tego nie wiem, ale, niestety, panie redaktor, posiada powód, aby się pogniewać. Sam tego powoda jej dostarczyłem. Tymi oto rękoma. O drobiazg poszło.
- No to na pewno już panu przebaczyła.
- Ale gdzież tam. Zawzięta taka.
- A mianowicie o co poszło, przepraszam?
- Dusza kobiety ona mroczna jest, jak powiadali w telewizorze.
- Cytowali naszego wieszcza narodowego.
- Poczekaj pan, do tego osobnika też dojdziemy.
- Czekam. I co z panią Ziutą?
- Wie pan, przed nią poznałem intymnie taką jedną czarniawą z Błotnej…Podarowałem jej pierścionek z agatem. Wścieklica jedna go zwróciła, bo podrabiany….i się pogniewała.
- Coś podobnego.
- Od razu poleciała jak głupia z tym prezentem do jubilera, niech pan sobie wyobrazi. Taki brak zaufania. A wiadomo przecież, że nie stać mnie na prawdziwy, panie redaktor…Mam na stanie rodzinnym ślubną Gieniuchnę i dziecko...
- No tak. I co ta panna Ziuta? To znaczy, ta czarniawa z Błotnej? Pogubiłem się.
- Widzi pan. Niby kształcony inteligent, a się pogubił. A co ja mam powiedzieć, po szkole zawodowej?
- Dobrze panie Janie, w dużym skrócie, na czym stanęło?
- Panienki się znały, panie redaktor!
- Naprawdę?
- Od szkolnej ławki. I jak moja Ziuta pochwaliła się pięknym pierścioneczkiem ode mnie tej byłej czarniawej, to pan wyobrażasz sobie te scenę? Pióro tego pana wywieszcza nie opisze. Okazało się, że to ta wredna z Błotnej skierowała pannę Ziutę do jubilera. Złamała jej serduszko.
- - Hm…No tak...Poniekąd.
- I teraz pan się nie dziwi, że Ziuteńka na moje imię nie reaguje.
- Ależ reaguje. Bardzo nawet. Splunęła tak energicznie.
- Widzisz pan, serce kobiety jak z kamienia jest. To też ten pana bawidamek napisał.
- Współczuję, panie Janie. Ale co z szanowną małżonką, w takim razie?
- Jak to co? Kobiety one są z marnego puchu, jak ten pana mądrala powiedział.
- Ale co szanowna pani Eugenia?
- W maglowni od stolarzowej się dowiedziała o tym fałszywym pierścionku.
- Mój ty Boże!
- Tak, i poleciała zaraz do tego samego jubilera, by nasze obrączki ślubne sprawdził. Na szczęście okazały się dobre, po moich rodzicach, jeszcze przedwojenne.
- A to ci historia.
- Kobiety, one nijak nie potrafią utrzymać języka za ząbkami, panie redaktor. Czy ja się panu chwalę, na przykład, że sąsiadce z góry wczoraj żarówkę wkręcałem, bo wysoko i sama nie sięgała? Ciemno było.
- I wkręcił pan?
- Nie, bo zapomniała kupić. Ale bardzo miło było. I powiedz pan, czy ja się chwalę wszystkim i rozpowiadam dokoła?
- No nie.
- Widzi pan. A czy pan redaktor przechwala się, że inżynierzycę od kanalizacji z magistratu co piątek odbiera i wieczorem do Lasku Bielańskiego wozi?
- Khe…khe… Jej wóz, panie Janie, jest w remoncie i ja tak po koleżeńsku…
- Absolutnie, drogi panie redaktor. Nigdy nie chwali się pan. Obaj umiemy zachować tajemnicę.
- Przyznaję panu rację, panie Janie. Ale co, końcu, z szanowną małżonką?
- Gieniuchna się obraziła i do siostry wyjechała.
- I jak pan, biedny, daje sobie radę?
- Sąsiadka z piętra niżej zaprasza na kolację dzisiaj, bo taki jestem sam i opuszczony…tak powiada. Już niezamężna. Po raz czwarty.
- No to smacznego.
- Dziękuję.
- Tylko tego pierścionka już niech pan nikomu nie daruje.
- Spoko, panie redaktor. Gieniuchna go obcasem rozgniotła.
- Patrz pan, jaka mściwa.
- Bez powodu, nie?

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...