sobota, 16 sierpnia 2014

Demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego

Wieczór piąty-piątek,15.08


CEPEDE
- Zachodzę w głowę, panie redaktorze…
- Odradzałbym, panie Janie. To niebezpieczne w pana wieku. A dlaczego, swoją drogą, pan to nieopatrznie czyni?
- Bo czytam taką ulotkę, co lekarz mojej Gieniuchni wręczył…i się wzdrygam.
- O tak? Co dolega szanownej małżonce?
- Jej to nic, na szczęście, ale teściowej w Polsce…owszem.
- To dlaczego specjalista przepisuje lek szanownej pani Eugenii?
- Prostolinijny jest pan redaktor jak jaki… kabanos. Wie pan ile w Polsce czeka się w kilometrowych kolejkach do specjalisty?
- Wiem. Długo.
- Nic pan nie wie. Miesiące całe, w przypadku poważnej choroby, chyba że na prywatną wizytę kogoś stać. Teściowa, niech jej pan Bóg odpuści jej winy, jaka jest każdy widzi, ale nadmiarem posiadania nie grzeszy.
- Nie ona jedna, panie Janie, nie ona jedna. Też rodzinie w Kraju podrzucamy różne leki, kupowane okazyjnie. Staramy się, by nie były zbyt przeterminowane.
- I tu znów pan redaktor, mimo że żurnalista, trafił w cel. I dlatego znajomek - lekarzyna tę receptę na Gieniuchnę wystawił, abyśmy mogli te piguły wykupić i przez znajomą stewardesę do Rzeszowa wysłać.
- Dreamlinerem? Sam bym się przeleciał.
- Pan redaktor to jest pies na stewardesy. Wszyscy to wiedzą. Tylko pani reaktorowa pozostaje nieuświadomiona. Jak pan to robi?
- Ależ panie Janie, mówię o samolocie, który skupia w sobie najnowsze osiągnięcia amerykańskiej myśli technicznej…
- I dlatego długo stał uziemiony?
- Odeszliśmy od tematu, drogi Panie Janie. Na co więc choruje szanowna małżonka…eee…. Szanowna teściowa, chciałem powiedzieć?
- CePeDe, powiedział ten konował. Coś na płuca jej padło i to lekarstwo ma przedłużyć życie o dwadzieścia lat. Tak zapewniał, bezczelny.
- Aż tyle? Nie do wiary!
- Widzi pan. Też się przeraziłem… Dlatego Gieniucha nakazała mi spać osobno…na wąskim tapczanie.
- Ależ ja w innym aspekcie, panie Janie. Wyraziłem podziw dla amerykańskiej nauki medycznej.
- Też tak kochanej Gieniuchni usiłowałem potem wytłumaczyć. Że się z tego cieszę. Zaparta jednak kobieta pozostaje w sobie.
- I co tam pan w tej ulotce takiego wyczytał, że aż tak pana zmartwiła?
- Po kowbojsku wprawdzie wydrukowali, ale niektóre wyrazy już znam z widzenia i mi się nie podobają. Niech pan redaktor sam spojrzy.
- Pokaż pan. Tak…tak … „skutecznie leczy rozedmę płuc”…ależ to wspaniale.
- Niech redaktor tam dalej popatrzy.
- „…może spowodować postanie nowotworu, wylew krwi do mózgu, atak serca ze zgonem śmiertelnym…Rany Boskie! Trzeba być zdrowym jak koń, żeby ten środek przyjmować.
- Właśnie. Chorej to mamy dawać? Pan ich opisze, panie redaktorze, w swoim szmatławcu. Skrytykuje mocno. Wstydu i resztek sumienia nie mają…biznesmeny zdrowotne.
Aleksander Janowski- autor "Satelity"

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...