niedziela, 17 sierpnia 2014

Demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego

Wieczór szósty- sobota 16.08

Chwytyzacja.

- I miał mi pan, drogi panie Janie, o tej waszej prywatyzacji na wsi opowiedzieć…
- A jakże, panie redaktor, idziemy z tym…jak mu tam…
- Postępem.
- Otóż to właśnie…podstępem nas chcieli załatwić.
- Co pan jakieś straszności opowiadasz? Kiedy? Jak? Gdzie?
- Po kolei, panie redaktor. Najpierw pan zamówi Okocimia. Dużego. I polskiego, nie te zachodnie obrzydlistwa psujące naszą oryginalną markę.
- Kelner, dwa duże proszę.
- No to pan słucha, panie redaktor.
- Pana zdrowie!
- Nawzajem. Jak Jantoś od Gruców wyjechał do Chicago, żeby się na ekonoma uczyć…
- Na ekonomię?
- Przecież mówię wyraźnie.
- I co?
- To powrócił odmieniony.
- O tak?
- Powiadam panu …ani Kachny od sąsiadów w stogu nie przyciśnie, ani na weselu samogonu nie wypije…
-Taki zupełnie do niczego?
- Zupełnie nie, bo do sołtysowej zęby szczerzył, ale przestał jakom mu - jako jej chrzestny – pięść pokazał…
- No to nie jest z nim całkiem źle.
- Ale…ale… Zaraz się okazało, że pociągiem przyjechała do niego w niedzielę taka jedna wyfufrana miastowa… ani to z przodu, ani z tyłu nie ma na co spojrzeć. Z daleka wygląda zupełnie jak najnowsza pani redaktorowa.
- Hm… Ale co z tą prywatyzacją?
-I to właśnie ona się okazała.
- Kto… przyjezdna?
-Tak, na zebraniu gminnym powiedziała nam, nieuczonym…po kowbojsku zresztą, a Jantoś za przekładacza robił, że wodociąg gminny, oddany do użytku w tamtym roku z pomocą Macochy-Unii, „powinien przynosić stały, wysoki zysk, a nie tylko drenować kieszenie obywateli, bo przecież te rury trzeba konserwować i naprawiać”.
- A wy co?
-Na początku nic, ale potem, jak doszło do wyliczenia, że każda rodzina dostanie po 100 złotych z tego wodociągu miesięcznie…zgodzili.
- To ile ta woda miała potem kosztować?
- I tu jest to sedno, panie redaktor. Przedtem płaciliśmy po kilka groszy za metr wodny z sześciu ścian…
- Sześcienny…
- Przecież mówię.
- A po tej prywatyzacji?
- Najpierw się okazało, że rury już nie są nasze, tylko przepisane na nową spółkę wodną w tymże Chicago…
- Aż tak?
- A za wodę mamy płacić jak na wolnym rynku…
- To znaczy ile?
- Średnią dzienną cen w Chicago, Dubaju i Nowym Jorku.
- Jak na giełdzie londyńskiej. Czyli ile?
- My są nieuczone, ale Jantoś mówił, bo jego panienka wyjechawszy na drugi dzień, że po kursie 3 złote do dolara…
- Za polską wodę. Darmową?
- I kto tu jest nieuczony? Sprywatyzowaną…chicagowską już tera.
- To ile, w końcu?
- W Dubaju 7 dolarów, Nowym Jorku 3 dolary 20 centów i w Chicago chyba 2 i 70 centów…wychodzi średnia cena inna w każdym dniu, ale nie mniej niż po 4 dolce za ten meter nie będzie…
- Kcha…kcha…kcha…
- Nie krztuś się pan, panie redaktor…piwka popij…O tak właśnie…
- Rany koguta! I co?
- Zebraliśmy się z chłopami po kościele o tu, w cieniu, pod lipami…
- Dobre miejsce, cieniste. I co uradziliście?
- Widłami, panie redaktor…
-Widłami?
- No… widłami…
-Naprawdę widłami?
- Widłami tego nie załatwim - powiedziałem do gospodarzy… - a taki jeden bystry adwokacina poradził, by tę zagraniczną spółkę najpierw zbankrutować…
- Takie rzeczy!
- A co? Nie pękaj, pan, panie redaktor…Zbankrutować ją najpierw, a potem odkupić za przysłowiową złotówkę i utworzyć nową firmę ze mną jako prezesem, który będzie naprawdę dbał o wspólne, wiejskie dobro. Kocham wolny rynek.
- To całkiem inna sprawa. Pana zdrowie, panie prezesie.
- Kelner! Powtórzyć. Pan redaktor płacą.
Aleksander Janowski- autor "Krzyża Południa" Gościnnie wystąpił mój mały,prywatny, lokalny patriota Adaś :)

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...