wtorek, 12 sierpnia 2014

Demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego

Zapraszam na literacką wycieczkę za ocean, z której mój ulubiony Pisarz przesyła mi opowiadania o demokracji z przymrożeniem oka :)
Wieczór pierwszy...poniedziałek 11 sierpnia.

Władza ludu.

- Markotny jakiś pan redaktor dzisiaj. Na pewno nieporozumienie międzymałżeńskie na tle współżycia…
- Ależ skąd, drogi panie Janie. Mam napisać felieton do pana ulubionego polonijnego dziennika, a brakuje mi aktualnego tematu.
- Zły to ptak, co własne gniazdo kala…
- Ależ niczego nie zamierzam oczerniać. Ale…ale… Od kiedy to pan cytuje Pismo Święte?
- To moja Gieniuchna tak powiada. Wczoraj na tle różnicy poglądów o mało do rękoczynów miedzy nami nie doszło.
- Pan, panie Janie. Rękoczyny?Taki rycerski wobec kobiet?
- Gieniuchna, panie reaktorze….to jest inna inność.
- Nie wierzę.
- A jakże. Zamachnęła się na mnie ścierką, na szczęście, bo drugą rączkę patelnią zajętą miała. Ciężką. Nadwerężyłaby sobie kończynkę, biedactwo.
- A jakiż to był przedmiot dyskusji?
- No bo przypomniałem kochanej mojej, jak to trzydzieści lat temu z tej biednej Polski wyjeżdżaliśmy z biletem w jedną stronę…
- To zupełnie jak ja…przez Austrię … z zakazem powrotu.
- Widzi pan, panie redaktorze, jakie podobne są nasze polskie losy.
- Ale w końcu mamy teraz ten sam wymarzony ustrój i możemy swobodnie podróżować między Starą Ojczyzną i USA…Wielokrotnie i bez ograniczeń. Ale o co, w końcu, między wami poszło? Jesteście przecież takim zgodnym małżeństwem.
- Bo nieopatrznie powtórzyłem jej to, co pan redaktor mi po drugim dużym piwie kiedyś tłumaczył, że prawdziwa demokracja to jest władza mniejszości, która pod pozorem reprezentowania większości, wzięła za mordę…
- Ależ panie Janie. Ja nie używam tak drastycznych określeń.
- Istotnie, z pana redaktora to jest taki delikatesik, jak mawia do mojej Gieni mężata sąsiadka z naprzeciwka.
- Hm…hm…zbaczamy z tematu. I co na to Szanowna Małżonka?
- Powiedziała, że skoro sąsiadowi to nie przeszkadza…
- Ależ panie Janie! Ja o sprawach wyższego rzędu…o demokracji.
- Aa…o tym. To moja Gieniuchna mówi, że ta cała pana demokracja jest wtedy, kiedy człowiek może kupić sobie bilet lotniczy w obie strony. Taka nieuczona. Upraszcza wszystko. I o to poszło.
- W obie strony! Mogę cytować?
- Może pan. Gieniuchna się nie obrazi.

A. Janowski - autor "Muchy" .

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...