piątek, 27 marca 2015

Kiedy Pana nie widzę, piszę listy. List dziewiąty. Dlaczego?

Drogi Panie Aleksandrze,
bywają w życiu takie dni, kiedy człowiek najchętniej już z kurami poszedłby spać, by jego umysł nie rozmyślał, nie rozpamiętywał, by wypoczął. Miałam tak właśnie postąpić dzisiejszego wieczora, położyć się wraz z zachodem słońca i najlepiej, gdyby nic się nawet nie śniło. I nagle zapragnęłam z Panem porozmawiać, może wyżalić się, może zaczerpnąć rady… zatem piszę ten list.
Naszła mnie myśl, że człowiek dopiero na finiszu swego życia otrzymuje jako taką odpowiedź na pytanie, po co to wszystko… ta gonitwa za dobrami, za miłością, za zrozumieniem… szuka odpowiedzi na temat sensu życia i im dłużej żyje, tym częściej odwraca się za siebie i analizuje co stracił, czego nie przeżył, co by zmienił. I tak potrafi się w tym rozpamiętywaniu zapamiętać, że wytrąca sobie narzędzia stymulujące do działań na rzecz przyszłości. Nie robi nic, by spędzić z czoła szare chmurzyska, które na dobre się zadomowiły i rysują w głowie coraz to smutniejsze scenariusze… a życie wcale nie jest tak przewrotne, jak to się tym myślicielom wydaje. Da Pan wiarę, znam osoby, które wiele lat przeżyły w zagniewaniu i ani razu nie zadały fundamentalnego pytania: DLACZEGO, dlaczego wyszło tak jak wyszło?
Przecież na każde pytanie „dlaczego” znajduje się odpowiedź „ponieważ”. I jestem przekonana, że to wystarcza, by oczyścić atmosferę i nie wpuszczać jadu do swojego i przy okazji drugiego serca.
Panie Aleksandrze, wzięło mnie dzisiaj na rozmyślania, Pan zapewne uśmiecha się pod nosem, bo kobieta skomplikowaną jest naturą i Pan o tym doskonale wie, i myśli Pan zapewne, że tradycyjnie, jak wszystkie owijam temat w bawełnę. Ma Pan rację, owijam, bo nie o samo epicentrum problemu w tej chwili mi chodzi, a o ogólne zrozumienie, dlaczego nachodzi na nas smutek. Czasem przeżywa się zdarzenie wielokrotnie, wracam tutaj do przykładu wieloletniego pielęgnowania urazu i wydawałoby się, że powinniśmy się już uodpornić, jeśli nie na osobę, to na problem, a jednak nie wychodzi to nam. Bumerang wraca i truje powietrze.
Wydaje mi się, że przy pewnym układzie charakterów, to dopiero łoże śmierci, albo znicz już na płycie nagrobnej stają się miejscem otrzeźwienia, rozgrzeszenia. Wie Pan co? Nie podoba mi się coś takiego. Nie chciałabym na finiszu własnego życia być niepokojona bezsensownym wywlekaniem gorzkich żali sprzed wielu, wielu lat. Miały one swój czas, swoje nasilenie emocjonalne i swoje furtki wyjścia, jeśli ktoś nie miał potrzeby ich pouchylać przez lata, to niech sobie trzyma zaryglowane do woli. Jedna z moich znajomych, bardzo pozytywnych pisarek napisała kiedyś coś takiego: parafrazuję… jeśli ktoś czuje się skrzywdzony, to z automatu staje się ofiarą. Świadomość bycia ofiarą deprymuje i odbiera siły witalne. Nie podoba mi się rola ofiary, zatem nie chcę nią być i nie pozwolę, by ktoś przypiął mi taką łatkę.
Zatem mój drogi Przyjacielu, zalecam wdrożenie tych słów do scenariusza życia wszystkim osobom, które nie zdają sobie sprawy, że pielęgnując w sercu smutek, zatruwają własne serce, ich wypielęgnowana złość i niechęć uderzają w nich samych, czyniąc przez lata spustoszenie organizmu.
Czyż nie jest dużo lepiej, nie zamykać się na drugiego człowieka, tylko zadać mu podstawowe pytanie: Dlaczego?

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...