piątek, 6 marca 2015

Kiedy Pana nie widzę, piszę listy. List drugi.Przedwiośnie.



Z przyzwyczajenia już siadam, by skreślić do Pana kilka słów… wydaje mi się, w tej mojej optymistycznej główce, że Pan też już przyzwyczajony jest otrzymywać listy ode mnie.
Dziś wzięłam sobie wolne od pracy zawodowej, by swobodnie przyjrzeć się porankowi, nabrzmiałemu przedwiośniem… policzyłam wszystkie szczypki zbudzone z zimowego snu. Da Pan wiarę, najbardziej spieszy się liliom ogrodowym,
uparły się całymi rodzinami wychodzić z ziemi, a tu noce mroźne jeszcze… trudno biegać i okrywać całe zastępy kiełków. Co prawda śmieją się oczy na ich widok, ale strach przepełnia mnie, że mróz dociśnie jeszcze i pomarzną mi te moje pomarańczowe radości. Tulipany! Oj tym też spieszno, ale im się nie dziwię, jakoś tak utarło się, że na dzień kobiet muszą zawojować, stworzyć tę eteryczną więź między mężczyzną i kobietą. Faktem jest, że szklarniane wiodą prym, bo marzec to, w dodatku dopiero ósmy, czyli zima jeszcze przecież.
Pamiętam moją wczesną młodość… wtedy królowały goździki. Czasy to były PRL-u, pusto, szaro… rarytasem były rajstopy dołączone do goździków. Nigdy nie dostałam jednak tego szablonowego zestawu i nie mogę wspominać jako osobiste przeżycie.
Młodziutka byłam, chłopaki rwali dla mnie gałęzie bzu, co odważniejszy dawał do ręki, inni zostawiali na wycieraczce i zbiegali z czwartego piętra… cwaniaki ! Zawsze wiedziałam od kogo, wystarczyło przez okno wyjrzeć, co bystrzejsi uciekali piwnicą i wychodzili inną klatką, ale na wiele im się to nie zdało, bo przecież w końcu chcieli, abym domyśliła się, że ich serduszko bije dla mnie ciut inaczej, niż dla moich koleżanek…
Ale się rozpisałam. Pan pewnie zaśmiewa się teraz ze mnie, że mi się na takie wspominki zebrało, a przecież, jak tak spojrzeć wstecz… daleko, daleko poza horyzont teraźniejszości, to każdy trafi na swoją przeszłość i każdy ma ją ustrojoną pastelami, bo czyż nie tak właśnie jest, że wspomnienia, wybielone, wypielone z bólu malujemy barwami lata?

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...