piątek, 19 grudnia 2014

Przysługa - demokracja do poduszki wg Aleksandra Janowskiego


- Co za czasy, drogi panie Janie. Doczekaliśmy się.
- Co racja, to racja, panie redaktor. Babiniec dokoła, gdzie nie spojrzeć. Nawet premierzycę nam podstawili.
- Ależ akurat to ja popieram. Zawsze przyjemniej na ekran spojrzeć. Nie o to jednak mi chodzi.
- Pan redaktor zawsze musi jakoś tak pod włos i zawile?
- Nie ma w tym nic zawiłego. Pamiętasz pan mojego teścia?
- A jakże! Brat – łata, kibic warszawskiej Legii, piwosz…A te jego dowcipy …ha….ha…damskie właśnie…
- Właśnie. Ten sam. Dusza człowiek.
- I co mu się stało?
- Dokładnie. Stało się. Po śmierci teściowej córki oddały go do domu opieki.
- Zachorował biedny?
- Skądże. Zdrowy był jak rydz. Co rano przed spacerem po lesie kielicha wypijał…na czczo. Od lat tak robił. Po prostu nie jest już tak sprawny, nogi mu odmawiają posłuszeństwa. Porusza się o lasce. Każdego z nas może to spotkać.
- Wódzia…ona człowieka trzyma, panie redaktor. Mój dziadek, świętej pamięci, zawsze w takich okolicznościach mawiał: ”wódka pita w miarę, nie szkodzi nawet w największych ilościach”. Do setki dociągnął, mimo że żonaty…trzy razy.
- Widzi pan, a tu człowieka do zakładu oddali, bo obie panie pracują i nie mają czasu w domu nim się opiekować. Takie są teraz dzieci…Nie chciałbym, aby mnie to spotkało.
- Na pewno. Ale może mu tam jest dobrze, panie redaktor?
- Ha…ha…Mówi pan…Ciaśniutki dwuosobowy pokoik, jedna pielęgniarka na dziesięciu pacjentów, letni prysznic dwa razy w tygodniu, bo kierownictwo zakładu oszczędza na kosztach, mizerne trzy wystudzone posiłki dziennie, dodatkowych napojów się nie doprosisz, bo – według dyrektora – „pacjenci moczą się w pościel, jak za dużo piją, a pranie kosztuje”, do tego jedyny telewizor w świetlicy wyłączają o 20 –tej i zapędzają podopiecznych do łóżek, bo też na prądzie oszczędzają.
- Co za życie!
- Pan to nazywa życiem? Koszmar. I ukochane córeczki tatusia pytają, czy bym się nie dołożył do kosztów utrzymania ojczulka w zakładzie, bo „podrożało”. Wiesz pan, jaka jest przeciętna długość pobytu takiego pacjenta w zakładzie?
- Niech zgadnę. Pięć lat, dziesięć?
- Pół roku, panie Janie…rok najdalej…i do piachu. Rozpacz.
- Taaak. Tak, tak. Sytuacja…ona jest określona, jak mawia pan redaktor. Tu trzeba ruszyć głową.
- Ruszałem już. I małżonka moja też. Pięć setek miesięcznie możemy się dołożyć… nie więcej, bo i córeczka zaczyna studia w Krakowie, to i swoje dodatkowe wydatki będziemy mieli…
- Pan to wszystko, jak zawsze, na własną klatę bierzesz, panie redaktor. Nie podołasz pan. Tu trzeba inaczej.
- Jakże to?
- Nie wiem jeszcze. Zadzwoń do mnie pan za tydzień.
Po tygodniu w mieszkaniu redaktora zadzwonił telefon.
- Pan redaktor?
- Osobiście.
- To słuchaj pan. Co pan na to powiesz – teściu ma zapewniony gorący prysznic każdego dnia, monitoring 24 godziny na dobę, trzy pełnowartościowe posiłki dziennie, towarzystwo do gry w karty, dobrze zaopatrzoną bibliotekę, komputer, siłownię, lekarza na zawołanie i darmowe lekarstwa.
- Ależ to bomba, drogi panie Janie! Raj emeryta, po prostu! Jakże panu się odwdzięczymy?
- Drobiazg, panie redaktor. Piwko pan przy okazji postawi.
- Stokrotnie, tysiąckrotnie dzięki, drogi panie Janie! Jest pan naszym dobroczyńcą. Jesteśmy dozgonnie wdzięczni.
-Nie ma o czym gadać panie redaktor. Ma się trochę znajomości…tu i tam… A propos, widzenia we wtorki i czwartki, paczki żywnościowe raz w miesiącu.
- Po co paczki? Nie rozumiem.
- Regulamin więzienny przewiduje.

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...