niedziela, 11 stycznia 2015

Kilka słów do tomiku "Na krawędzi słońca i cienia" Renaty Grześkowiak


Renezja. Pod tym niepowtarzalnie jedynym imieniem, poetka istnieje tak w fejsowo-blogowej przestrzeni wirtualnej jak i tej rzeczywistej – zlotów poetyckich, turniejów i konkursów czy licznych enuncjacji w pismach literackich, almanachach i wydawnictwach okolicznościowych. Trzynastkofobka. Skądinąd wiem, że imieniny świętuje 13-go sierpnia. To dzięki erupcjom jej wyobraźni znajomi poeci przywykli do przechrzczonego Konina na – Pegazin, gdzie w ubiegłym roku z jej inicjatywy powstał klub literacki, nomen omen Stajnia Pegaza. Już w poprzednim zbiorze wierszy („Może jutro...”) rzeźbiła „samotną szczęśliwość” - „jak piękny ptak, nie jestem spokojna, znów pragnę być wolna” („Wolna jak ptak”). Jej drugi tomik poetycki „Na krawędzi słońca i cienia” winien być jeszcze bardziej interesujący i intrygujący. Wolność – to imperatyw poezji. I tę deklarację wolności znakomicie implikuje m.in.wiersz „Ciałokształtem...” z nowego zbioru:
ciałokształtem mówię do ciebie
cząstka mnie
zaznacza obszar własności
wijesz się pod meandrami
dotyku ust
patrzę...
No cóż, wolność to odwaga, wybór i nierzadko płonna nadzieja na własność.
Sadzę, że czytelnik (sic!) odnajdzie się w przewrotnej antynomii:
Czuję – mężczyzna
Bezpieczeństwo ramion
Poznaję – kobieta
Otwieram tajemnicę
bo obdarzona tą perspektywą – czytelniczka (sic) może z powodzeniem utożsamić się z autorką. Kobiety, chyba z natury, eksponują więcej nadziei - niebo płacze...
a przecież tęcza stoi już za progiem chmury („Nałóg”). Wszak męski nałóg każe nam wyjść, jak w wierszu, po papierosy, by ewentualnie wrócić...jesienią. Te zręcznie intarsjowane w wierszach pecynki humoru i ironii nadają „wypiekom & wywarom” Renezji migotliwości, lekkości linii dramatycznej i subtelnego dystansu, kiedy śmiało meandruje w fantasmagoriach uczuć i emocji.
Miewa w sobie coś z Cyganki, kiedy emanuje nutą humoru z odrobiną sarkazmu:
daj mi swoją rękę
i kawałek poduszki
wtedy zrozumiem
co to jest poezja
Bo („Ona”) wierszopisaniem zapełnia każdą wolną chwilę...(-) a bywa:
...mostem,
przez nią przebiegają spojrzenia.
Brzegi – jego i jej
spina klamra
wiersza.
Nie trzeba było długo czekać, by właśnie jej wiersze, adekwatnie oprawione w różne formy muzyczne przez kompozytora Janusza Wierzgacza, zaistniały w klimatycznym wykonaniu m.in. Niny Chrzanowskiej. Polecam na YT znakomitą, mroczną piosenkę „Książę Nocy” - skomponowaną według klasycznego rytu krakowsko – piwnicznego. Hasło (inaczej Hymn) Żeńskiego Chóru Akademickiego Uniwersytetu Jagiellońskiego, „Barwny głosów chór” to również dzieło duetu artystycznego Wierzgacz & Grześkowiak.
Jak powstają wiersze Renezji?
Jako natchnienie używa lusterka,
trunkiem – Jack Daniels ze stołu poety
To oczywiście jej, wpisana w wiersz licentia poetica, przekora i perskie oko. W końcu poezja, jak i każda sztuka, może być wszystkim z wyjatkiem tego, co może ją przypominać.
Na portalu neon24.pl znajdziemy cykl różnorodnych „renezjanek”, zali utworów Renaty Grzeskowiak tak lirycznych, jak i satyrycznych, a nawet...publicyzująco – ironicznych. Otóż kiedyś oprowadzałem poetkę po urokliwej gdańskiej starówce. Zabłądziliśmy do jednego z najcenniejszych zabytków nad Motławą – kościoła św.Jana. I...następnego już dnia ukazał się w trójmiejskiej „Gazecie Świętojańskiej” wiersz poetki, będący błyskawiczną, emocjonalną ripostą na zaśmiecanie współczesnymi atrybutami przestrzeni unikatowatego sakralnego gotyku. Komentarze doń i medialne echo tego pamfletu świadczyły, że czasem musi ktoś przyjechać aż z Konina, by obnażyć bezsens i brzydotę pomysłów lokalnych estetów decydentów. Ale, ale - tego wiersza nie uświadczysz w tym zbiorku. Nie ma tu także form bardziej incydentalnie uprawianych przez Renezję jak fraszka czy limeryk. Nic to, znak to nieomylny, że w jej planach jest już na pewno kolejny trzeci tomik, gdzie te i jeszcze inne wiersze znajdziemy.

Tadeusz Buraczewski
2014-01-31

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...