środa, 9 kwietnia 2014

W piekle dzieciństwa. Recenzja książki „Świat porzuconych dzieci”

http://www.ebooki123.pl/swiat-porzuconych-dzieci_p312


Zamiast beztroskich zabaw z rodzicami - pogarda lub, w najlepszym przypadku, obojętność wychowawców. Zamiast smacznego domowego obiadu - rozwodniona zupa i restrykcyjnie wydzielona jedna kromka chleba. Tak właśnie wygląda życie w domach dziecka opisane przez Jadwigę Wojtczak-Jarosz w książce "Świat porzuconych dzieci".

Co jakiś czas opinię publiczną bulwersują kolejne doniesienia medialne o tragicznych wydarzeniach w domach dziecka. Molestowanie seksualne, brutalne akty przemocy wśród opiekunów i wychowanków, brak odpowiedniej opieki medycznej, ciągły strach przed wymyślnymi karami za złe zachowanie - chyba nikt nie ma wątpliwości, że życie w różnego rodzaju placówkach wychowawczych często przypomina najgorszy koszmar. Koszmar tym straszniejszy, że rozgrywający się tuż obok, za zamkniętymi drzwiami i murami budynków, które teoretycznie powinny zapewniać najmłodszym bezpieczeństwo i możliwość normalnego rozwoju.

"Świat porzuconych dzieci" to mocny głos osoby, która przez wiele lat zajmowała się dziećmi z domów dziecka, nosząc im pomoc nie tylko medyczną, ale i wsparcie psychiczne. Sopocianka, Jadwiga Wojtczak-Jarosz prowadziła program "Uratować Życie" mający na celu leczenie ubogich dzieci z byłych republik sowieckich. Jej wspomnienia układają się w mozaikę niezwykłych obrazów, zapamiętanych przez autorkę w trakcie podróży po Ukrainie, Białorusi czy Gruzji. Przyjemne momenty mieszają się tu z tymi dużo bardziej smutnymi, czy wręcz tragicznymi, wciągając czytelnika w świat skrajnej nędzy i przygnębiającej rzeczywistości różnego rodzaju przytułków, schronisk i domów dziecka.

Autorka prowadzi nas przez zatłoczone sale stołówek, gdzie każde dziecko ma wydzieloną tylko jedną kromkę chleba, "żeby się przypadkiem nie przejadło". Pokazuje zaniedbane, zawszawione dzieci w opłakanym stanie fizycznym, które mogą poskarżyć się na ból dopiero wtedy, gdy "zacznie się lać krew", inaczej nikt nie uwierzy w ich dolegliwości. Wraz z nią wędrujemy po ulicach Ukrainy, zaglądamy do kanałów, gdzie nocują odurzone butaprenem bezdomne dzieci. I wciąż, czytając o kolejnych absurdalnych, biurokratycznych przepisach, zastanawiamy się, gdzie zagubiła się sprawa najważniejsza - dobro tych wszystkich dzieci?

Wojtczak-Jarosz czasem komentuje sytuacje, których była świadkiem, i z goryczą pisze o nie zawsze przyjemnych rozmowach z dyrektorkami poszczególnych domów dziecka. Trudno nie podzielać jej wściekłości i poczucia bezradności, gdy głupio skonstruowane prawo okazuje się silniejsze od woli pomocy dzieciom. A jednak jej determinacja, by znaleźć kolejnych sponsorów i sfinansować jak największą ilość badań i koniecznych zabiegów medycznych jest ogromna. Może gdyby takich ludzi było więcej, los porzuconych dzieci byłby bardziej znośny?

Gdy kończyłam lekturę tej książki, media zaczęły nagłaśniać wiadomość o dwójce opiekunów z rodziny zastępczej z Pucka, którzy przez wiele tygodni maltretowali, a w końcu zamordowali powierzone im dzieci. I jeszcze raz pomyślałam sobie, że to my, dorośli, możemy stworzyć najmłodszym warunki do normalnego rozwoju i dorastania, ale też możemy zamienić ich życie w piekło. Pytanie tylko, kto poniesie odpowiedzialność za ich dzieciństwo, którego nigdy tak naprawdę nie było?

ARTYKUŁ NADESŁANY PRZEZ AUTORKĘ...
tekst publikowany na Trojmiasto.pl

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...