wtorek, 15 kwietnia 2014

Przemysław Liziniewicz- autobiografia


Przemysław Liziniewicz autor kilku autobiograficznych opowiadań zawartych w utworach pt. "Odmienna wizja świata" i "Religia dłoni" czy też „Kolega pracuje głową” Na swoim koncie posiada również książkę pt. „Punkt”, w którym snuje opowieść o dwóch światach: dzieciństwie i dorosłości. Mężczyzna o wszechstronnych zainteresowaniach. Oto co nam o sobie opowiedział w krótkim wywiadzie.

W listopadzie ub. r. skończyłem 55 lat.

Po szkole podstawowej podjąłem naukę w Średnim Studium Zawodowym o kierunku Społeczno Prawnym. Resztę życia widziałem, jako ciąg niekończącej się podróży dokoła świata własnym jachtem. Iżby łatwiej było powyższe zrealizować, a realizacja tegoż przebiegała szybko i sprawnie, podjąłem pewne działania, które z czasem (niestety dopiero po pewnym czasie) uznałem za błędne.

Odbyłem dwuletnią służbę w formacji zmilitaryzowanej i uległem podczas niej poważnemu wypadkowi, który decydująco wpłynął na przebieg mojego dalszego życia. Jednak z pływania nie zrezygnowałem. Wydarzenia, które zaszły, a ich skutki miały determinować wszystko, co mnie od tej pory spotykało uważałem jedynie za pewne opóźnienie.

Podróżować zamierzałem samotnie. To być może istotna cecha mojej osobowości. Zwykło się ją określać mianem mizantropii. (Chociaż to mało dokładne.)

Nawet rozpocząłem budowanie owego jachtu. Prace znajdowały się w fazie zaawansowania. Stał gotowy kadłub. Niestety, okoliczności zmusiły mnie do porzucenia planów związanych z morzem. Ich realizacja sprowadziła się do kilku rejsów po naszych wodach przybrzeżnych i osłoniętych.

Później podjąłem pracę w niewielkiej firmie nagrywającej kasety z muzyką z gatunku Pop-Jazz. Przede wszystkim projektowałem okładki, ale zajmowałem się także innymi rzeczami.

We wczesnych latach 90 wstąpiłem do szkoły o profilu ezoterycznym. Jej dźwięczna nazwa brzmiała:

Akademia Astrobiologii.

(Wbrew pozorom nie wykładano tam niczego na temat występowania życia w kosmosie.)

Później podejmowałem się kilku z kolei niezbyt udanych (legalnych) prób podjęcia jakiejś działalności. Jednak wszystkie moje plany spalały na panewce. Należało do tego zajęcie się hodowlą pszczół, sadzeniem niektórych roślin i w końcu budową wzmacniaczy lampowych. Jeśli ktoś słyszał o firmie ART LINE, to mieliśmy wcale niezłe recenzje. Tylko, że na tym koniec. Poza pracą nad prototypami, nie udało się zrobić niczego więcej. W końcu lat 90. pojawiły się u mnie ciężkie i przewlekłe choroby (żołądek i stawy). Jeszcze później opiekowałem się matką, która zniedołężniała i popadła w chorobę psychiczną.

Od chwili jej śmierci zajmuję się psychotroniką, ezoteryką i oczywiście pisaniem. Cokolwiek napiszę – miało miejsce w rzeczywistości. Jakkolwiek pewne sprawy zdają się brzmieć mało wiarygodnie i niektórzy są przekonani, iż co najmniej przesadziłem (zwłaszcza, jeśli idzie, o rzeczy ciekawsze). Ale ja właściwie nie konfabuluję, a wspomniane opinie (niezależnie od intencji ich twórców) są mi nawet w smak (a niech sobie uważają, że zełgałem). W każdym razie za każdym razem stwierdzam, iż faktycznie mające miejsce zdarzenia są ciekawsze, od czegokolwiek, co mógłbym wymyślić.

Rodziny nie założyłem i z takim zamiarem nie noszę się, jakkolwiek kiedyś było inaczej.

Przed dwoma laty przeniosłem się z Warszawy do Żyrardowa, gdzie jak na razie pozostaję. Mieszkam sam z dwoma kotami. Nie chciałem żadnego, to mam dwa. O tym, jak wszedłem w ich posiadanie też pisałem. Ten, o którym była mowa w opowiadaniu zatytułowanym Mrówki, już nie istnieje. Miał raka. Zamiast niego jest inny.

źródło...http://www.wydawnictwopsychoskok.pl/przemyslaw-liziniewicz-autobiografia

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...