niedziela, 13 kwietnia 2008

12.04.2008.

Wczoraj miałam przyjemność spotkać się z kolegami i koleżankami z lat szkolnych.
Nie widzieliśmy się 25 lat . To szmat czasu, sporo życia i doświadczeń.
Muszę przyznać, że denerwowałam się trochę tym spotkaniem.
Po części z racji współorganizowania tego zlotu, a troszkę adrenalina rosła na myśl
jak się rozpoznamy w tej dorosłej postaci... Lata robią swoją pracę, nakładając nam znamiona
mijającego czasu. Doświadczenia uszlachetniają naszą osobowość, dziergając na niej ten jeden, jedyny, niepowtarzalny wzór. A że życie nie jest tak łatwe, jak się nam mogło wydawać w wieku
15 lat, to każdy z nas doskonale zdążył się zorientować.
No i.........................
Czas nas pozmieniał, to normalne. Nikt nie jest wiecznym dzieckiem, ale zarówno moje,
jak i ośmielę się twierdzić wrażenia innych były przyjemnie zaskakujące.
Ja wiem, że wiek 40 lat nie jest jakimś wyznacznikiem, ale ja niektóre osoby widziałam dopiero teraz, po 25 latach i odkryłam w nich tamte dawne dzieciaki...tamte błyski w oczach i podobne poczucie humoru...
Wspomnień i śmiechu było co niemiara . Aż dziw bierze jakie szczególiki pozostawały im w głowach. Z tych szczątków opowieści mogliśmy odtworzyć wiele zabawnych historyjek
ze szkoły, przypomnieć sobie lepsze i gorsze momenty z czasu wczesnej edukacji.
Oczywiście, jak to bywa na takich spotkaniach, każdy z nas z dumą opowiadał o swym naturalnym dorobku ( dzieciach, współmałżonku ) jak też o swych osiągnięciach zawodowych.
W miłej atmosferze czas szybko leci, więc i to spotkanie musiało dobiec końca.
O ile powitanie było radosne, aczkolwiek lekko powściągliwe, tak pożegnanie było wylewne, serdeczne i niemalże rozszlochane. Uściskom, całusom i wymianom nr tel. nie było końca.
Każdy zapewniał, że zapamięta i na pewno zechce spotkać się ponownie....
A życie płynie....
Mam nadzieję, że następne spotkanie odbędzie się o wiele szybciej i w jeszcze większym gronie.
A następne ćwierćwiecze?....
Wierzę, że dotrwamy do niego wszyscy....... i to w dobrym zdrowiu. :)

Brak komentarzy:

...............................

ciiiii....
tylko policzek szelest czyni
muskając jedwab poszewki..
ciii....

Stołpce

Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać się z panem Aleksandrem Janowskim.Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły literatury w szerokim znaczeniu,ale poruszyliśmy również temat wydanych przez pana Aleksandra książek. Znałam wszystkie tytuły, czytałam recenzje,ale osobiście nie przeczytałam żadnej książki.Nie z przekory,czy niechęci do czytania,tylko ja nie lubię czytać kryminałów, przemoc jest dla mnie nie do przyjęcia i nie zamierzam kołatać sobie nią głowy w celach rekreacyjnych.Nie zraziło to pana Aleksandra,a wręcz przeciwnie...przesłał mi do przeczytania piękną historię, nigdzie jeszcze nie publikowaną i nie wydaną w żadnym wydawnictwie.

"Stołpce" to historia chłopaka, któremu przyszło urodzić się pod koniec wojny na Białorusi w polskiej rodzinie. Piękna historia rozwoju intelektualnego, samozaparcia,radości z życia,a jednocześnie świetny dokument o tamtych czasach. Polska Ludowa z jej kolorami i odcieniami,obraz niewyszukany,a jakże pociągający,bo pozwalający nam zobaczyć Polskę oczami młodego intelektualisty,ambitnego,rozumnego i całkiem zdrowo myślącego. Styl i kultura pisarska pana Aleksandra zachęciła mnie do zakupu jego książek i zamierzam je sobie wszystkie przeczytać. W sprzedaży są już dwie części: "Tłumacz - reportaż z życia" I i " Reportaż z życia" II.
Miła nowina...Biografia Pana Aleksandra doczeka się niebawem kontynuacji w części trzeciej :)))
Tak to jest, z każdego podwórka inny snop światła bije,a wszystkie rozjaśniają naszą historię:)

OPADANIE

Spadam w dół... Powoli... świadomie regulując prędkość.
Mam czas rozejrzeć się dookoła.
Mijam drwiny i kpinę pseudo przyjaciół.
Uśmiechają się nieszczerze, wystawiając zębiska
gotowe pokąsać.
Zahaczam o tak zwaną troskę....
Nie żebym miała coś przeciwko zatroskaniu (matka troszczy się o dziecko) , ale jest mi to zbyteczne.
Spadam...
I co.... w trosce o moje pośladki ktoś rozłoży siatkę na dole?
Lecę sobie i myślę o tym co na górze...
O ambicjach , planach , marzeniach...
Wiele tego było. Zrywy następowały w dość systematycznych odstępach.Serce wyrywało się z piersi gotowe do wyższych celów....... umysł spał... i spał.... i spał...
Fajnie tak sobie lecieć w ciemną pustkę.
Nic nie boli , nikt nie przeszkadza.
Tylko delikatny szum w uszach nuci zapomnianą melodię.
Jakieś tchnienie budzi nostalgię za młodością,
może nawet za marzeniami. Ale przemija.
Widocznie przecięły się nasze drogi gdzieś w czasoprzestrzeni...
Znowu jestem spokojna..
Spadam sobie delikatnie, zwiększając prędkość.
Szum w uszach miesza się z szumem fal , z trzepotaniem
ptasich skrzydeł w parku, z " Franią" która w monotonii
swych obrotów posiadała moc wyciszenia i uśpienia małej dziewczynki, wtulonej w kupkę prania, w zaparowanej łazience.
To szum wspomnień o przeszłości.
Dobra ona była, ale przeminęła...
Zamykam oczy....
Przemijam...